wtorek, 17 sierpnia 2010

Podsumowanie drugiego tygodnia

No i wychodzi nam ok. 50 zł na tydzień. Miało być na miesiąc, ale chyba się nie da :)
W zeszłym tygodniu mielismy nietypowych gości - odwiedzili nas panowie z gazety, bo mają akcję odwiedzania różnych ludzi w ich kuchni. Postarałam się i zrobiłam obiad trzydaniowy - zupę, drugie danie i deser. Zazwyczaj tak nie gotujemy, więc poszło trochę więcej kasy niż zwykle, ale raz w miesiącu można zaszaleć, no nie? Efekty można obejrzeć tutaj:

http://www.dailymotion.pl/video/xefibx_cegla-gotuje_lifestyleundefined

Na szczęście starczyło na dwa dni. 
Poza tym zaczyna sie robić ciekawie. Kolega, który przeczytał o naszym pomyśle przyjechał w gości z własnym jedzeniem (brawo dla tego pana:)). Zostaliśmy też zaproszeni na ognisko. Kupiliśmy najtańsze kiełbaski, a w zamrażarce znalazło się jeszcze jakieś mięso do upieczenia. Nie trzeba było kupować węgla i rozpałki (jak do grilla), bo na miejscu były jakieś niepotrzebne deski. A ponieważ jest sezon komarowy, postanowiłam nie wydawac majątku na specjały przeciw tym owadom i zaopatrzyłam się w ...olejek waniliowy do ciast. Kosztuje niecałe 2 zł, a można się nim nasmarować i jeszcze dodatkowo wlać do podgrzewacza.I nie szkodzi dzieciom.

piątek, 13 sierpnia 2010

Dobijamy do stówy :(

Kończy się drugi tydzień i kończy sie drugie 50 zł. Ale chyba nie zposób wyżyć bez jedzenia? Niestety ulegliśmy pokusie i pozwoliliśmy sobie na browar w plenerze (nie ma nic pzyjemniejszego latem niz zimny browarek) - ale nie w knajpie, tylko z puszki, żeby zaoszczędzić. Z zawleczek można zrobić naszyjnik, a puszki jeszcze dodatkowo sprzedać (tylko nie wiem po ile chodzą).
Poza tym znalazłam sposób na owoce - zamiast kupować, wystarczy przejść się po działkach. Nie mówię o kradzieży, ale wiele drzew wystaje poza ogrodzenie i na ścieżkach można znaleźć opadłe jabłka, śliwki. Nasi przyjaciele jeszcze mają takie szczęście, że zawsze znajdą wystawione ze sklepu produkty po dacie ważności, lub brązowe banany albo rozmiękłe pomidory. Nic w tym nie ma złego, jeśli produkty są jeszcze jadalne, a przeważnie są. Nam się jeszcze nie zdarzyło, ale uważnie się rozglądamy.
Dziś przeżyliśmy najazd gazety, która chciała poznać nasze kulinarne upodobania. Mieliśmy im pokazać, co gotujemy na obiad. Zaszalałam i zrobiłam obiad trzydaniowy (chłodnik pomidorowy z grzankami, makaron z warzywami i mus truskawkowy). Zmieściłam się w 10 zł dla 4 osób! Nie ma jak oszczędzanie.

poniedziałek, 9 sierpnia 2010

Podsumowanie pierwszego tygodnia

Oj ciężko jest, ciężko... W sobotę minął tydzień, odkąd zdecydowaliśmy się przeżyć za 50 zł i właśnie wtedy przekroczyliśmy nasz budżet. Summa summarum wydaliśmy 56,13 zł, kupując głównie pieczywo, ziemniaki, mleko i pomidory. Ponieważ M. uparł się, że nie będzie głodować (ma chłop niedowagę), zdecydowaliśmy się na zwiększenie budżetu. Albo na zmianę taktyki - będziemy się tak pilnować jak do tej pory i zobaczymy ile nam zejdzie. No nie powiem, przeszłam załamkę, że cały projekt sie nie udał, ale podnoszę znowu czoło, bo przecież to tylko BADANIE :)
Poza tym mieliśmy sporo szczęścia - w sobotę przyjechali moi rodzice z gotowym obiadem - jupi! Zaprosili też nas na lody. Celowo nie mówiłam im o naszym pomyśle, bo przyjechaliby ciężarówką pełną jedzenia :) 
A w weekend jak zwykle darmowe propozycje kulturalne - joga w parku (nie wiem, czy się odbyła bo padało), koncert w plenerze, zawsze można sobie skorzystać. Poza tym niektóre muzea mają darmowy wstęp w poniedziałki i przy odrobinie dobrej woli można sobie pozwiedzać.
Kiedyś w ogóle wymyśliłam sobie taki myk, żeby nie kupować nowych rzeczy - głównie ubrań - tylko używane. To się nie zawsze udaje, bo jak byłam w ciąży, to nie było w lumpeksach nic w moim rozmiarze, ale na dłuższą metę może mieć sens. Trzeba tylko uważać, żeby nie wpaść w pułapkę gromadzenia, bo można kupić tanio. Mnie samej zdarzało się wydać w miesiącu o wiele więcej na ciuchy używane niż wydałabym na nowe. Dlatego dobrym rozwiązaniem są akcje wymiany ubrań, kiedy to można wynieść ze sobą tyle samo rzeczy ile sie przyniosło - pomysł na jednoczesne przewietrzenie szaf i zaopatrzenie się w nowe ciuchy. A jeżeli nic się akurat w okolicy nie odbywa, zawsze można powymieniać się ze znajomymi. W gronie naszych przyjaciół bardzo dobrze działa sieć wymiany dziecięcych ubrań i zabawek - w ten sposób człowiek się nie wykosztuje na rzeczy, które takiemu szkrabowi wystarczą czasem na 2 tygodnie. 
Znalazłam jeszcze jeden wyciek gotówki - telefon. Uczę się pisać smsy i korzystać z komunikatorów internetowych :)


środa, 4 sierpnia 2010

Dzień piąty

Naszły nas wątpliwości, czy pomysł się uda. Skończył się chleb, mąka i mleko. Oprócz tego zaszaleliśmy i kupiliśmy pomidory i śliwki. Co prawda na obiad można się zadowolić ryżem z jogurtem, ale trzeba jeść coś jeszcze. Bilans 14,40 zł. Ale za to mamy mąkę, zawsze można zrobić naleśniki.
Przypominają mi się czasy studenckie, kiedy mieliśmy na cały miesiąc 50 zł i żadnych zapasów. Jak my to robiliśmy? Mniejsze potrzeby? Faktem jest, że nie znam lepszej diety-cud niż akademik :)
Zrobiłam przegląd kosmetyków, żeby stwierdzić, czy mamy jakieś zapasy. Znalazłam 4 balsamy do ciała - dotąd nieużywane jako nietrafione zakupy lub prezenty, 2 oliwki, 3 żele pod prysznic, 4 odżywki do włosów - wszystkie w użyciu, oraz całą masę malutkich szamponów, otrzymanych w jakiejś promocji, że o 3 normalnych nie wspomnę. Naprawdę tyle tego potrzebujemy, czy można pozostać przy jednym kosmetyku na raz? Zwłaszcza że reszta stoi nieużywana. Dla Małego mam 6 różnych kremów na odparzenia, a i tak używam jednego, sprawdzonego. Czas na generalne porządki w szafach.




Dzień czwarty - 0 zł!

Wczoraj nic nie kupiliśmy. Komu zdarzają się takie dni, wie jakie to uczucie! Nie wydać ani grosza. Jak pięknie być sknerą :)
A tak na poważnie, to jesteśmy bardzo rozrzutni i ciężko nam trzymać kasę przy sobie. Tu się kupi jakiegoś loda, posiedzi z kimś przy piwku, wypatrzy komuś drobny prezent... A tu nic z tego, każdy zakup trzeba dobrze przemyśleć. No cóż - obiad mieliśmy z dnia poprzedniego, a reszta się jakoś znalazła.
Dzięki "nowemu stylowi życia" roją mi się w głowie różne pomysły. Na przykład chcieliśmy zapisać Małego na basen, ale przecież mamy wannę, więc czemu nie udzielić mu pierwszych lekcji "pływania" we własnej łazience? Tatuś się podjął tego zadania i siedział w wannie z synkiem - uciechy było co niemiara, a w domu to jednak zawsze fajniej niż na obcym terenie. Podobnie jest z jogą - chciałam sie na nią zapisać, ale przemyślałam sprawę i wypożyczyłam z biblioteki książkę. Teraz ćwiczę sama w domu. Codziennie, a nie raz w tygodniu, no i za zupełną darmochę! :)

poniedziałek, 2 sierpnia 2010

Dzień trzeci - pełna mobilizacja

Hurra! Dziś wydaliśmy tylko 70 gr na bułkę!
Na razie ratuje nas mania zamrażania jedzenia. Wszytko czego nie dajemy rady zjeść wkładam do zamrażarki. Tak więc znalazłam dzisiaj mrożony chleb (chleb mrozimy z lenistwa - żeby nie musieć codziennie kupować), mięso na gulasz, kluski, gołąbki, lody i... truskawki :) (miały być na zimę, ale co tam) - jedzenia mamy przynajmniej do końca tygodnia. Oprócz tego wędlina i żółty ser (ser kupujemy w postaci końcówek - 10 zł za kilogram, kupujemy jak najwięcej i mrozimy). Zastanawiamy się czy potrzebujemy masła, bo się kończy. Jakby co mamy smalec przywieziony od moich rodziców - też się świetnie nadaje. I wreszcie będzie okazja go zjeść.
Zbieram przepisy na domowe środki czystości, bo mogą się pokończyć. Wiem już jak umyć okna wodą z octem i gazetami, umiem zrobić płyn do mycia naczyń z płatków mydlanych, ale największy problem mam ze zmywarką - czym zastąpić te strasznie drogie tabletki?
Zamieniamy też samochód na rower albo nogi.
Nasze dziecko natomiast nie powinno odczuć zmian w stylu życia. Mały karmiony jest piersią, używamy pieluch wielorazowych albo wcale (staram się praktykować wychowanie bezpieluchowe - zwane też elimination communication, ale o tym innym razem), a samochodem jeździć nie lubi, więc albo idziemy gdzieś na piechotę z wózkiem albo z chustą (zostało mi kilka kilogramów do zrzucenia po ciąży), albo odpuszczamy.
A bułkę kupił sobie mój M., bo nie chciało mu się czekać aż chleb się rozmrozi :)

niedziela, 1 sierpnia 2010

Bez kupowania?? Dzień pierwszy i drugi

Jak przeżyć bez wydawania pieniędzy? Bez kupowania?
Postanowiliśmy to sprawdzić - na początek ułatwienie - spróbujemy przeżyć miesiąc za 50 zł. Ja, mój mąż i nasz 3-miesięczny syn.
Ten miesiąc ma nam uświadomić co jest nam tak naprawdę potrzebne i na co wydajemy nasze pieniądze. Bez ilu rzeczy jesteśmy w stanie sie obejść.
Zaczęliśmy wczoraj. Najpierw zabezpieczyliśmy kasę na rachunki, oczywiście ewentualne lekarstwa też będą poza klasyfikacją. Potem założyliśmy zeszycik wydatków. Na pierwszym miejscu znalazła się tam sobotnia gazeta (2,50 zł) - z adnotacją, że za tydzień przeczytamy ją w czytelni (za darmo). Przejrzeliśmy zapasy - z głodu raczej nie umrzemy, poza tym od razu załapaliśmy się na darmowy obiad u przyjaciół - pyszne pierogi. No i pierwszy dzień z głowy :) Nie było źle.
Dzisiaj niedziela - dzień drugi i od razu wielkie wydatki bo zachciało nam się warzyw i owoców - poszło 13 zeta!! No, trzeba się pilnować. Obiad był pod tytułem wyjadamy zapasy. 
Za to w mieście darmowe imprezy - joga w parku, turniej rycerski, koncert gospel... Jest co robić nawet jak się nie ma kasy.