środa, 5 grudnia 2012
Torebka sowa :)
Nie zaglądałam tu dawno, bo testowałam różne pomysły na życie bez kasy, a że testowałam też maszynę do szycia, wyszła mi z tego torebka :)
Nie wiem, czy już się chwaliłam moją maszyną do szycia, używaną oczywiście, sprowadzoną po znajomości z Niemiec - za grosze - a naprawdę dobrą! Tak dobrą, że jak dałam ją do konserwacji, to pan fachowiec rozpływał się w achach i ochach nad nią, że te stare maszyny to porządne, bo mają wszystkie części metalowe, nie to co teraz - chińska tandeta itp. itd. Pochwalę się jeszcze, że od rodziców sąsiadki dostałam także maszynę - starą singerkę na pedał. Ponoć działa! Nie miałam jeszcze okazji jej wypróbować, bo służy za stolik u rodziców, ale właśnie zrobiłam na nią miejsce i może niedługo ją sprowadzę i zacznę szyć na pedał :)) Fajnie, bo ile byłoby zaoszczędzonego prądu! No i mogłabym się pochwalić kształtną łydką. Szkoda, że tylko jedną...
No, ale ja tu o maszynie, a chciałam pochwalić się moim dziełem:
Oczywiście torebka jest uszyta z resztek materiałów - przód z zielonego pluszu, środek z kolorowej bawełny, a aplikacja z resztek polarowych. Zaszalałam i zrobiłam od razu dwustronną, w razie gdyby sowa (wg mojego syna kot) mi się znudziła...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz